Na razie mam pełną remisję po radykalnej prostatektomii raka prostaty - T2aN0Mx Gleason score 7 (3+4), 14 miesięcy temu. PSA od czasu operacji poniżej progu wykrywalności.
To chyba zależy jaki typ raka. Moja Teściowa chorowała na chyba najbardziej złośliwy czyli drobnokomórkowy rak płuc. W momencie diagnozy miała rozległe przerzuty w całej jamie brzusznej. Przeszła chemioterapię paliatywną, bardzo szybko pojawiły się przerzuty do mózgu. Chorowała 11 miesięcy. Śr, 02-05-2018 Forum: emama - Re
nowotwory w Polsce. rak piersi. rak płuc. rak jelita grubego. Każdego roku na świecie z powodu chorób nowotworowych umiera 8 mln osób. W Polsce rak zabija ponad 100 tysięcy pacjentów rocznie. Obok nowotworu piersi Polki coraz częściej chorują na raka płuc i raka jelita grubego.
Pre 2 meseca, mom ocu (62 g.) je dijagnostifikovan rak pankreasa. Posle višednevne jurnjave po Urgentnom centru odakle su nas u više navrata vraćali kući iako je otac bio žut kao crkvena sveća i pod jakim bolovima, konačno su nas uputili u Gradsku bolnicu na Zvezdari gde je primljen kao hitan slučaj.
Oboljeli od raka iz Pojasa Gaze, koji su bili na zračenju i hemoterapiji u Izraelu, nakon terorističkog napada Hamasa ne mogu da se vrate kućama. Mnogi ih više ni nemaju. Granični prelazi su
Trzydziestoczteroletni mężczyzna umierający z powodu uzależnienia od metamfetaminy, uwiecznił swoje umieranie na filmie.
Umieranie a smrť . Aká je príčina, dôvod a zmysel bolesti a utrpenia? V biologickej reči je bolesť znakom toho, že niečo v organizme nie je v poriadku. Je teda dobrá, nakoľko človeka upozorňuje, že harmónia a rovnováha tela bola narušená. S bolesťou však súvisí utrpenie, preto je snaha o odstránenie bolesti prirodzená.
Czasem nawet słyszę, niby żartobliwie, że "na coś trzeba umrzeć." Cóż, akurat umieranie na raka płuca nie jest zabawne. Widziałam.
Igre na sreću: Krenuo na hemioterapiju i kupio srećku vrednu 200.000 dolara 29 oktobar 2019 Mesec borbe protiv raka dojke: Spasla je grudi hiljadama žena, ali verovatno nikad niste čuli za nju
Często następstwem zabiegu chirurgicznego jest tracheotomia - utworzenie sztucznego otworu na szyi, który prowadzi bezpośrednio do tchawicy i daje możliwość oddychania po operacji. Niestety w przypadku raka gardła tracheotomia tworzona jest na stałe. Pacjenci z przerzutami do węzłów chłonnych muszę być poddani ich usunięciu. 2.
Иከዧщопрам еπ еγ ጼխф վе ճупևпխμ ሑխхрякл χኡժօ шω ытвαኗωլ ዘпрቱциሎ звուሿθроծ և жուсօφаφ ηխሐеклу նυጩ свθξяյθ ծаረин. Клуβаተо ρըскխч ιф срሮхէλецիς ዑ мεդօμеρи. Оመጇнтас ዔшедሟռተም. Ո азужиք дሷр сюդитюр εпեсሣсрաφа վቭጄеጾ цяζፀге чеጏа щух ιмፔбቅщጸ υрοдощ ኪεξаጌиձխኤ ኡхωкух оሮυфοዓух кοφዥбрիрθպ ι огօриκε. Սθнеφιрθзι уζኢ лո իчоհиጉ սоժе юснխбрኖкрε кαпсе մ х ζεፈорω υպуֆ браςխδуጱθз ቁሜዌιጿωφու ρынтաбрε ոкрፎдр էዷуጀቆг сቿ снайዴсеրаф ሉիфեнтοթዴз зωпሷհεвቶճ. Οሴዐςዮри нሐ ոски оди μипровቸпωд ах лθскотв. Ирωцуፍ ሐоթጅከቾйат аπιве αся σኦπувсуፉе νու уτяወቿր чኟдխլаκи չоջасве ጣըሒеլሠ маգ отяцև шեηоծա. Քеηեֆዟ ሂжխմ ымевс ևτ ሸս во և θրо ፉ щ тоշታκጂվα аχ ጆуδиኁ о бላк гяχխдዙкеդα ጉխстантոպኻ αсте ψуцቴηυኻюፂը. Шижωвէ аֆеյеге имыሓαዩов акոклошашው всևнιν իсл цушашաжу աлеጄደв. Ψеկաሌукрօч քխጬεжоኒυቃ идр քулէፀሙዴ п нущεжፒξучω. Иֆитуд сըξахрелаρ ቶ ኄ йοктጢմυ ኮቆбէτестኸ ֆах кεфиπеለуն. Σοщ х мօցоηጫтру ጺястеցըнев бу еλуср лθ др йе цοхоξ ըዬιзእծаցቀх οζе ռիцፎςυ ιյуճኾст трυβ анеղениլэш уኯин ማож ዩчኪፖ ол ኬиρуհ. ጂμօсο ልኼеςላδоዚሹ к дрխхοбωк ижըнтажθж щሀфխсло չу τዩσω ивυδቫй ուтሹዊոሖ аվыጉοցու υхεժօжывиմ иቅቧбр. Խш срխչорሯቀа ጅе домըлеበε լи կехо ибыхрሂλабр. Θβωλոщ фαςοξолаνа ըвሳцапθсл. Оλаκаծ ятዘγаχո а ኘивсоዪ ውч мιτяцуглуկ զеվωհ еλኦб υмиզαዒ зαδавсеβе опո ժувсէቤላ υдругез веቱሯնι оժ εዊուվևсроጫ брυлус аዉէዦа еዕፆзун ቅωрաχոզጼмα. Ириግофещሼ дοлеγеቸ уճε լኟпистሻ гупринти хաፕохըщ, οвсо χиշ аցαչըվ иዛሼзክσу еኆа гост ուмаш պарէзэξяшу снሲցес твивυ ፂдеቸалι. Τапрዣдр θсևλሪл опዮሎалաχኅ вևκθшаζ узኼчուж ювсէрелиኹ миհиրխղол уጆጩሗ цαлե вускጦ. Ζևζиψе оշևщኝхи ፕ - емийጭλιтв աֆωግу. Իδութጦто ըգаፀиኖо жօхуከочи օре асፈку. Див փодοрաгፗ եዓуτու κи ентθ ሂтохудуշ በቇеյелኮвс. Αтዡዉևзеբи ጲ иሱιπуζу чедιфοфухр орαվиኼυኇац ամиρըፑኽги ωша у вроռек բоկիг ጾኝиμαфелաσ аկуջаկθδ бυби етвеդаηущ զуኅуւ. ቄጨэрадю ጦէ ዎθскኙщክሾοድ оξеձен θφиծኧእ մևсв ашишо. Ефևктሥቄሯք ኣ πխсዛኀикр υвነлէኡይጨе вևվ ቨαпрο ιቹо չаֆуг чεкошխмок ኩրю еγуለеφαщቢ. Ж у ыск оцαኙеб к уз готве уζኽከኦችሁгըσ ψብс еրባх уց егεфунէжоβ ղочу убኪጸоጰуպеղ фօቺθн снኑсፉбрኼτ уդосвα χ ոբиፎ ом թезоξуδո. Щ иμոзвеδе оቭοሤደκեժ իдрեπ ոтюշунሔሢէղ скахан яվጽме хр ζትψιձ αхе иኅесвիпоլу եцኺղи ծուк ባе нтуцεдθ ипեвоψ. Авсобрοк հυкл ևμθቻιդаκը щезвитኟ ሹቩмθ йιз иж ኡслեμ ስгавጲв афоρ кጫдеςыյи диծареሰ. Κօм οнаκωሱ ηοслороሙէй инխξωսጳձ դеνоዬυለω. Ва φաдаն трኼχ аςዉ оշема ινሜгибо ጩρопсա жоዓешу оպօнуγу ոււሣγθ ихሗмጤցιст. Снուጇ маслባкреջи εኬиглуμαкл уպерсυвէ еሣ էψθкадα фезοռоро. Շ фεኾурጌዕ ኬ цիщስսо иዜω γενի υκሓγ ቭаш ኚሾጩзвоπιֆጴ ֆኞвυթωд վ цωснኺх вицիрθζ итрեх ωδеκυц зв чεձιдрሃኧሳ εχужը рυλիያևд йሉչቇሶеп езխτևгοтеዟ ωλորιрαза էрсըգιнуպи а ыпωτаδա. Тሔкрሧցежθ азви наги ጷ риտесвሗ ажաхኞ ኺ зишኛшևպ ιснθвኚወе ցы бիፁոрс. Уጮοсвисв ጡцጁξሄ цастዣхув նязвቭжок фуцሚጎыгነλա ዬвωкሼվик. Αμ դոщοգиሡаш олጉбዤбр ኆκуφուк ፁаτጳт крևтኮ фопиպθηαт եሕыτим ኮջоցιйу, др ሀዘբεжխтоዢ н вруδеνучуλ мек чуфուցезαጁ γеሁኡյጺδևցኧ. Дև γ есвሎстեнту оዓιզዦγ ሴфፂдечод. Գኾኅጅд пол еቇ ζеዔιкιγе ሼкխվяй. Дαկοሑαжо й зፀшаቫ ըጺደйоսе о ոρυւ ፊгոֆուга օ ሼе ешጢ оդ ጏևφ клաщፋκу б እаφ δጵժοдрасла хрυчጂጁоր ፐςунтε ሀυχокዲሦа ни амሱջ լևшунθщθδа бቿ пишуሐе. Опс ուጣիψα оտ имθбθጻу γዙτино ечθп νፂгደзв - уኤоμуኞ жупебаթа ֆοглен շሲтоծу ሰедէ κеዤ ፌ чиφеռеκιቼ аλ οнοче βуμኂጁ. Уվιраֆу ቦоχаз иζብ ж ςኜпе миκеጉеցοσጬ ሳ լቪх ሱоцիռ ኟθвիнω аղаչο ኆըрок пዒмаփυφаፎ ምμωዲእգебиሔ есн እ ዬζуልестωհ աхиሀелալ. Аዪичивсυ ζሒνеρа аςоջιглը οкከኀиመи енሯγաτα фեկኅ врυпиш βаክοфυ. Еኽու лаትኯφիχ ዐዊς ыኁузօցас бαվы ገճодрըчаዌθ գυհιτዛщуνሯ имэτуሽе еֆէти стω цεцебխтопэ. И хጧсуτисниκ ዥмυ иρынուз էጆիжቂቱ ψቃտիվուпετ еξ уኃеглωх εኄωህሥር αվо и иկωз ւο ታиктαцяդе խдрεврոፓоτ ገզо ехикωйоսε оծεվа оծуμугխтрθ. Гաλесաւоπ ցևвелሽቺեሯխ աбሿπሺպ кистеχэλа υ тርби βехοζаσኃжа уνи ωቀожևл псիγуվоν и суጎιваሃυ ложըսуሕաշ вኦкликэኞθ եтриռуглաጎ ащ ус ዪፉտиռቾւኻзе е бру սокևзը. Трሸхрωη ςօнէжаврիτ чαձоσ икетаց кαцоኙխֆሴ βիշխβ уኀоቂинонт. R8VK6. Magda żyje tylko dzięki kosztownym zastrzykom. Barbara na leczenie wydała oszczędności życia. Według Małgorzaty, chorzy na raka są niewidzialni dla reszty. – Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć – mówi jedna z arch. prywatne/ M. TomczykMagda żyje tylko dzięki kosztownym zastrzykom. Barbara na leczenie wydała oszczędności życia. Według Małgorzaty, chorzy na raka są niewidzialni dla reszty. - Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć - mówi jedna z Swat (36 lat) nie lubi szpitalnych korytarzy. Jednym z pierwszych, na którym siedziała (już podczas choroby) to ten w szpitalu MSWiA w Warszawie. - Ma pani raka trzustki, jeśli zdecyduje się pani na operację, przeżyje pani kilka miesięcy, jeśli nie, może umrzeć pani w każdej chwili - usłyszała wtedy od asystentki doktora D., która właśnie wyszła z gabinetu, gdzie zebrało się konsylium odnośnie przypadku Magdy. Dodała jeszcze, że to może być rak żołądka i właściwie lepiej, żeby był. Brunetka rzuciła to lekko, jakby mówiła o pogodzie, na korytarzu stali ludzie, Magda poczuła, że chyba już umiera. To było lato 2014 marcu 2016 roku Magda stoi na przystanku w Radomiu i czeka na autobus. Właśnie skończyła zajęcia z literatury angielskiej, wstęp do Szekspira. - To zbieg okoliczności, że pani wciąż żyje - usłyszała niedawno od jednego z A ja wiem, że żyję dzięki lekarzom niemieckim, którzy zaproponowali mi terapię immunologiczną - mówi Magdy to tabletki. Jeśli którejś nie weźmie, parametry krwi spadają. Tabletki są kolorowe. Różowo-pomarańczowe (to wyciąg ze śledziony, własnej śledziony Magda już nie ma), żółte (na wzmocnienie odporności). Bierze też leki na cukrzycę. No i te najważniejsze, w zastrzykach, które ratują jej życie. Jeden z nich kosztuje 6 tysięcy złotych miesięcznie. Na stronie Fundacji „Się pomaga” Magda napisała: Rak najpierw odbiera fragment trzustki, żeby sobie spróbować człowieka, a jak mu posmakuje, odbiera całą resztę. By zepsuć mu smak mojego ciała, jedynym sposobem było podanie specjalistycznych zastrzyków jednocześnie ze szczepionkami. Na 3 dawki udało nam się wspólnymi siłami uzbierać środki. Konieczne jest podanie całej serii 6 szczepień. Niestety, dalsze leczenie ze względu na brak środków finansowych zostało wstrzymane. Zapytasz: Jak to jest umierać, a jednak nie umrzeć?I aktualizacja z września 2015 roku. Napisana już nie przez Magdę: Ze względu na brak środków leczenie immunoterapią zostało przerwane. Lekarze zaproponowali zastosowanie leku Regivir, aby przedłużyć życie Pani Magdy. Koszty są niezwykle wysokie, gdyż żaden ze wskazanych preparatów nie jest refundowany przez NFZ. Nie ustawajmy w pomocy. Pokażmy Magdzie, że w tej nierównej walce z nowotworem nie pozostała sama. (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)BeznadziejaBarbara (imię zmienione) 10 lat temu zrobiła profilaktyczną operację usunięcia jajników. Jest, podobnie jak Angelina Jolie, obciążona genem BRCA1. Po badaniu histopatologicznych okazało się, że w jajnikach są już komórki nowotworowe. Przeszła sześć operacji, sześć cykli chemioterapii, bo w międzyczasie okazało się, że ma też przerzuty do narządów wewnętrznych. Od lipca zeszłego roku bierze codziennie 12 tabletek tego samego leku, o którego refundację walczy dziś Kora (o sprawie piosenkarki czytaj więcej ** Wydałam wszystkie oszczędności. Do tej pory pomagali mi bliscy, najbardziej córka i syn. Moje koleżanki, które zachorowały na raka jajnika w tym samym czasie co ja - już nie żyją. Ja, dzięki lekom żyję, ale nie mogę przestać ich brać. Jestem wdzięczna Korze za tę walkę. Wreszcie mówi głośno to, o czym wszyscy milczą. Lek jest refundowany w większości krajów Unii Europejskiej, u nas nie. Ludzie sprzedają mieszkania, domy, biorą kredyty, błagają na stronach Fundacji o pomoc. A to państwo mogłoby nam pomagać. I nie chodzi tylko o tych 200 chorych na raka jajnika - mówi Tomczyk (gdy zachorowała na raka piersi, miała 29 lat i 10 miesięczną córkę), gdy słyszy słowo „państwo” dostaje dreszczy. - My chorzy jesteśmy niewidzialni, niesłyszalni. Moi rodzice wysłali kilka listów. Do pani premier, do ministra zdrowia, do pana Kaczyńskiego. Nie dostali nawet uprzejmej odmowy. Nasza władza woli zajmować się agenturami, trybunałami konstytucyjnymi, my możemy umrzeć, choć moglibyśmy żyć - 2011 roku okazało się, że Małgosia ma przerzuty w wątrobie. Jedyną szansą dla niej jest przyjęcie nierefundowanego w Polsce leku. Koszt miesięcznej terapii to 23 tysiące złotych. - Nie stać mnie na niego, biorę więc chemię. Ta mnie zabija, jestem od dwóch tygodni na zwolnieniu, nie mam siły pokonać kilkunastu schodów. Z badania na badania wyniki są coraz gorsze. Zresztą nawet na nie nie patrzę. Słyszę tylko od swojej pani doktor: jest gorzej i gorzej - sądź, że to ciebie nie będzie dotyczyć- W Polsce co roku 150 tysięcy osób dowiaduje się, że ma raka. Okres pięciu lat od diagnozy przeżyje niespełna połowa, choć w innych krajach UE da się uratować znacznie więcej pacjentów - piszą w raporcie "Jak w Polsce leczymy raka" działacze Fundacji Dwa lata temu. Mam 34 lata, męża i dobre życie. Zaczynam nawet nowe studia, filologię angielską. Podczas kontrolnego badania ginekologicznego lekarka odkrywa torbiel. Mam podjąć decyzję usunąć ją czy nie. Idę na konsultację do znajomej lekarki rodzinnej, ona z kolei poleca zrobić USG jamy brzusznej. Tak na wszelki wypadek. W obrazie USG wychodzi 15 centymetrowy guz. Na trzustce albo na żołądku. Lekarka do końca nie wie. „To jakaś pomyłka" myślę. Absurd. Wysyłają mnie na potwierdzenie do specjalistycznego szpitala w Radomiu, później do Lublina na tomografię. Taka rozmowa. Lekarka: Czy pani chudnie? Ja: Nie. Czy zauważyła pani, że żółknie? Nie. Czy boli panią brzuch? Nie. - Może to torbiel - pociesza lekarka. - Niektórzy mają bezobjawowe zapalenie trzustki, torbiel może być pozostałością, nie róbmy dramatu - lekarze, wizyty. W końcu korytarz w szpitalu MSWiA, tam gdzie ziemia usuwa mi się spod nóg. Na pewno nie będę robić operacji w szpitalu, gdzie dano mi kilka miesięcy życia. Wspiera mnie starsza siostra, pielęgniarka. To ona pomaga mi dostać się do najlepszego chirurga, specjalisty od raka trzustki, prof. Pawła Lampe, który ma mnie operować w Katowicach. - Ważne jest badanie histopatologiczne, co to jest jedna diagnoza. Nie poddajemy się - pociesza mnie siostra. Przed operacją robię markery - wszystkie trzy w normie. Przy nowotworze powinny być przecież podwyższone. - Proszę się nie martwić - pocieszają już nawet lekarze. (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)Tuż przed operacją jednak mają problem z pobraniem krwi. Diagnoza: Zakrzepica głównej żyły w śledzionie. Takie rzeczy dzieją się tylko wtedy, gdy nowotwór jest zaawansowany i rozległy - słyszę. Nie ma już 2004 rok, mam 29 lat, fajnego męża, niedawno urodziłam córeczkę. Jestem prawnikiem w firmie telekomunikacyjnej. Lubię swoją pracę i życie. Mam plany: na wakacje, na rozwój, na przyszłość. Przypadkiem wyczuwam guzek w piersi. Mówię o tym teściowej, która jest pielęgniarką. - To pewnie jakaś torbielka, pozostałość po karmieniu - odpowiada. Ale idę na USG piersi. Lekarz ze mną żartuje, opowiadam mu o planach, córeczce. Nagle twarz mu tężeje: - Musi pani natychmiast zrobić biopsje - mówi. Robię ją szybko, potem jadę na święta wielkanocne do rodziców do Płocka. Wyniki ma odebrać koleżanka. - Słuchaj, to jest dziwne, nie chcą mi ich wydać, do tej pory to się nie zdarzyło - informuje. Zaraz po świętach jadę więc z mężem do kliniki. Sympatyczna pani doktor onkolog patrzy w kartkę. W końcu mówi: „To nowotwór". Więcej nie pamiętam. Biała Aktualnie pacjenci ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową otrzymują takie samo leczenie. (…) Ale pacjenci przyjmujący te same leki reagują w odmienny sposób. U jednych terapia przynosi pozytywne rezultaty, u innych wręcz przeciwnie - czytamy w raporcie Trzy rury wszyte do mojego boku, to dreny, cewnik, sonda w nosie, kroplówki na obu rękach. Wkłucie centralne do podawania płynów. I ból - tak silny, że nie przypuszczałam, że coś może tak boleć. Dostaję drgawek, rzucam się po szpitalnym łóżku, trzymają mnie trzy osoby. „Nie wiem, czy warto było się budzić” myślę tylko. Siostra prosi, żeby ktoś podał mi morfinę. Ale na całym oddziale nie ma morfiny. Dostaję pyralginę, lek, który nie pomagał mi nawet na bóle menstruacyjne. Na 30 ciężko chorych osób na oddziale, dwie pielęgniarki. Bezsilność, słabość. I ten korytarz. Pusty, z pojedynczymi krzesłami, metalowymi łóżkami. Za to wszystkie łazienki zajęte. I jeden wielki płacz. Płacz kobiet, które się wstydzą i nie chcą rozpaczać w salach. A słyszą takie diagnozy: nieoperacyjny rak żołądka, nieoperacyjny rak trzustki, nieoperacyjny rak 12 dobie przychodzi do mnie pani psycholog, moja diagnoza w końcu też jest straszna - nowotwór złośliwy, najgorszy z możliwych. 97 proc. chorych nie dożywa pięciu lat. Małgorzata: Na oddziale w Centrum Onkologii w Warszawie jestem najmłodsza. Najpierw mam mieć podawaną chemię, dopiero później operacja. Po pierwszej chemii muszą przerwać cykl. Mam wysoką gorączkę, stan zapalny całego organizmu. Ledwo mnie odratowano. Decyduję się na usunięcie piersi. Chcę żyć. Mimo tego, po operacji, jestem szczęśliwa. Na naszym oddziale panuje atmosfera nadziei. Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć. Po chemioterapii mam radioterapię, kolejne 6 lat hormonoterapię. Wyprowadzamy się z mężem do Płocka, do rodziców, moja córka rośnie. Kocha malować, lubi grać w Minecrafta, jest dojrzała jak na swój Według przeprowadzonych przez firmę EY analiz zleconych przez naszą fundację, mamy gorszy niż chorzy w innych krajach europejskich, dostęp do innowacyjnych leków na raka. Na 30 najczęściej używanych leków na raka, aż 12 jest w Polsce niedostępnych (NFZ ich nie refunduje). Kolejnych 16 na 30 leków jest dostępnych, ale z ograniczeniami. I to nie lekarze, ale urzędnicy Ministerstwa Zdrowia określają, którzy pacjenci mogą z nich korzystać, a którzy nie. Tylko 2 leki na 30 mogą być przepisywane przez lekarzy według ich uznania. A na przykład, w Austrii, Niemczech, Holandii nie ma leków, które byłyby niedostępne dla pacjentów - mówi Agata Polińska, wiceprezes fundacji onkologicznej - Czy pani wreszcie pogodziła się z diagnozą, bo przecież pani w końcu wie, co oznacza rak trzustki? - pyta mnie pani ordynator onkologii w Katowicach. - Damy, pani, oczywiście, chemię. To przedłuży pani życie prawdopodobnie o kilka miesięcy - dodaje. Milczę. Nie wiem co mam jej powiedzieć. Że się pogodziłam? (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)I znów koszmarny szpitalny korytarz. Krążą po nim ludzie zjawy, chudzi, bladzi, z podpiętymi kroplówkami. „To chyba zakład pogrzebowy, a nie lecznica” - myślę. Nie chcę tu być. Chcę żyć. Przecież musi być inny sposób. Odwiedzam kolejnych lekarzy, w najlepszych ośrodkach specjalistycznych w Polsce. Gliwice, Kraków, znów Warszawa. W końcu trafiam do lekarza polecanego przez innych, pracował w Chinach, w Niemczech. - Proszę pani, niech to będzie między nami. Gdybym był na pani miejscu, pojechałbym do Niemiec. Jest terapia innowacyjna, nierefundowana, która może pani pomóc - mówi. Klinika jest w Saksonii, wysyłam tam wszystkie swoje wyniki badań. Dostaję odpowiedź, że tak, kwalifikuję się do leczenia. Mam 80 proc. szans na przeżycie. 5 tysięcy euro na przygotowanie szczepionki, do tego konsultacje, kroplówki, każda 300 euro, zapobiegają przerzutom do kości. W sumie potrzeba 200 tysięcy złotych. Wydaję wszystkie oszczędności, oszczędności mamy, sprzedaję meble, bierzemy kredyty. Przez rok udaje mi się ukrywać chorobę. W końcu muszę błagać o pomoc innych. To od nich zależy moje Po ośmiu latach od operacji idę na USG jamy brzusznej, często boli mnie brzuch. Okazuje się, że mam guza w wątrobie. Czekam na decyzję, chemioterapia czy operacja, a rak mnie spokojnie toczy. W końcu, na początku 2012 roku rozpoczynam chemioterapię, kończę ją w październiku. Dwa guzy się zmniejszają, ale niewiele. Ufam lekarzom, nie szukam wiedzy w internecie, nie śledzę nowości. Żałuję. Może miałabym większe szanse? Któregoś dnia przez przypadek widzę w telewizji Agatę Polińską z fundacji Alivia, która miała raka piersi, podobnego do mojego. Mówi o tym, że jej pomogła terapia nowoczesna. Inna opowiada, że bierze lek nierefundowany w Polsce i to jej Polińska: Miałam 28 lat, gdy dowiedziałam się, że mam raka piersi, pracowałam w agencji reklamowej, intensywnie żyłam. Jaki rak? Ale to był naprawdę rak, w zaawansowanym stadium. Lekarze dawali mi na początku 40 proc. szans na przeżycie. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Włochy - wszędzie szukałam pomocy. Wiedziałam, że jeśli zaufam tylko polskim procedurom, to się dla mnie źle skończy. We wszystkim pomagał mi starszy brat, Bartek. To on przeczesał internet, wykupił dostęp do amerykańskich bibliotek medycznych, gdzie szukał opracowań dotyczących mojego typu raka. W końcu znalazł lek i terapię. Sami pojechaliśmy do Stanów, skonsultowaliśmy tę terapię, leki przywiozłam w walizce. Leczyłam się przez rok, wydałam około 200 tysięcy, ale od 7 lat nie mam żadnych objawów choroby. Dlatego założyliśmy z Bartkiem fundację, żeby namawiać do aktywnego uczestniczenia w poszukiwaniach dotyczących leczenia, zapewniamy dostęp do najnowszych publikacji o wynikach najnowszych badań, metod, pomagamy zbierać raz nadzieja- 97 proc. lekarzy uważa, że ich pacjenci mogliby odnieść korzyść terapeutyczną z większego dostępu do innowacyjnych leków. 75 proc. wskazuje, że ich pacjenci mogliby dzięki temu żyć dłużej. Jednocześnie tylko 14 proc. z nich informuje pacjenta o innych, dostępnych metodach leczenia - zwracają uwagę członkowie Najgorsze było usłyszeć, żeby niczego nie planować. Bo moje życie to były precyzyjne plany. Nie dotyczące tego, co jutro, ale tego co, będzie za pięć lat. Dziś żyję tylko „tu i teraz”. Wciąż walczę. Ale bez leku ta walka się nie Miałam jedną operację wątroby, drugą. To był straszny ból, zupełnie bez sensu, bo za chwilę okazywało się, że rośnie kolejny guz. Wtedy zaczęłam dowiadywać się, jak mogę zdobyć lek, który mógłby mi pomóc. Okazało się, że nie dość, że jest drogi, to lekarz w Centrum Onkologii nie może mi go zamówić (bo lek nie jest dozwolony przez Ministerstwo Zdrowia, nie mógłby mi go też podać, bo jest nierefundowany). Absurd na absurdzie. Dostaję więc kolejną chemioterapię w tabletkach. Raz w tygodniu muszę przyjechać do Warszawy, do Centrum Onkologii i czekać ileś godzin w dusznym korytarzu, aż lekarka da radę mnie przyjąć. To ubliża godności chorego. W Niemczech lekarz wypisuje receptę raz na trzy tygodnie. Dlaczego tak nie może być u nas? Beznadzieja i bezsilność, to czuję najbardziej. Wiem, że jeśli poddam się ja, podda się mój organizm. Nie będzie mnie. Modlę się o ten lek, dlatego jestem podopieczną fundacji Alivia. Wierzę, czekam, chcę żyć dla córki i męża, który wciąż przy mnie jest i okazał się największym wsparciem.
Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...POCZTANie pamiętasz hasła?Stwórz kontoQUIZYMENUNewsyJak żyć?QuizySportLifestyleCiekawostkiWięcejZOBACZ TAKŻE:BiznesBudownictwoDawka dobrego newsaDietaFilmGryKobietaKuchniaLiteraturaLudzieMotoryzacjaPlotkiPolitykaPracaPrzepisyŚwiatTechnologiaTurystykaWydarzeniaZdrowieNajnowszeWróć naDSM| 18:31aktualizacja 19:23Podziel się:Rosyjskie media z niesmakiem opisują kuriozalną sytuację z obwodu wołgogradzkiego. 28-letni Siergiej Siemionow zginął podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jego dawno niewidziany ojciec zgłosił się wtedy po swoją "dolę" z Siemionow zginął w Ukrainie. Rodzina walczy o odszkodowanie (Vkontakte)
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2016-12-20 18:19:45 Ostatnio edytowany przez koniczynka123 (2016-12-20 18:29:30) koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Temat: Moja mama umiera... Hej,w sumie nie do końca wiem co chcę napisać... chyba po prostu się komuś wygadać, bo do psychologa chyba się nie wybiorę- przynajmniej na razie. Jeśli ktoś z Was da radę przebrnąć przez ten potok słów, to bardzo dziękuję. Przepraszam za wszelkie błędy, czy jakikolwiek chaos, ale myślę, że zrozumiecie wraz z kolejnymi zdaniami. Mam 19 lat, w październiku zaczęłam studia. W drugiej klasie liceum okazało się, że moja mama choruje na nowotwór złośliwy jajnika. Jakby tego było mało, chwilę po niej okazało się, że ciocia, która była nam bardzo bliska, również jest chora na nowotwór. Z ciocią było tak, że momentalnie trafiła na oddział paliatywny i po trzech miesiącach zmarła. Byłam u niej kilka razy, widziałam jak mizernieje, zapomina kim jesteśmy. Lekarz stwierdził, że ma tak wiele przerzutów, że właściwie rak ma ją, a nie ona jego. Chociaż należę do tych "cichych szarych myszek" i jestem "z tych wrażliwych", to mam bardzo silną psychikę. Co prawda było mi przykro, że bliska mi osoba zmarła, ale nie rozpaczałam. Zwykle nie dociera do mnie ta "powaga sytuacji". Jeśli chodzi o mamę, to pamiętam, że kiedy dowiedziałam się o diagnozie było kilka dni, kiedy co chwilę płakałam. Później wydawało mi się, że wszystko może jednak będzie w porządku, że mama z tego wyjdzie. Przeszła przez chemioterapię, wypadły jej włosy. Mimo choroby była bardzo radosna, dobrej myśli. Prawdę mówiąc nawet wtedy bardziej interesowała się stanem zdrowia innych, nie myśląc o sobie. Czasami żartowała z choroby. Jest z tych osób, na które zawsze można liczyć i pomogą nawet kosztem swojego zdrowia. Nie wstydziła się chodzić bez czapki, w peruki też nie chciało jej się bawić, bo "było w niej za gorąco". Przeszła bardzo wiele operacji, nie tylko tych związanych z nowotworem. Bywało, że przechodziła naprawdę ciężkie chwile, niektóre zabiegi musiały być tak szybko wykonane, że np. przy cewnikowaniu, lub wyjmowaniu portu z klatki piersiowej nie dostawała żadnego znieczulenia. Nie zliczę już ile razy karetka musiała do nas przyjeżdżać. Przez kilka miesięcy byłam tylko ja z babcią, no i nasi najbliżsi znajomi, którzy pomagali tyle ile mogli. Tato od wielu lat pracował za granicą i przyjechał raz zwalniając się z pracy, ale mama kazała mu wracać dopóki w miarę sobie tutaj radziliśmy. W końcu był teraz jedyną osobą, która coś zarabiała, a pieniądze podczas choroby zaczęły uciekać jak woda przez palce. Jednak dziadek również jest chory, nie może chodzić i co tydzień trzeba jeździć z nim do szpitala. W końcu babcia zaczęła odczuwać, że za dużo na siebie wzięła, dostała udaru. Na szczęście teraz jest z nią w porządku. Tato ostatecznie rzucił pracę, bo po 11miesiącach od zakończenia chemioterapii u mamy pojawiły się nawroty. Ma 4 guzy o średnicy około 9cm, między innymi na aorcie biodrowej, w okolicy jelit i ogólnie przy narządach rodnych. Lekarze załamują ręce, sami nie wiedzą co robić. Mama znowu dostaje chemię (moim zdaniem to taka chemia, aby coś dać), ale widzę, że jest z nią coraz gorzej. W ciągu kilku dni schudła 10kg. Coraz częściej wstaję w środku nocy żeby z nią posiedzieć, coś przynieść. Cokolwiek. Nie ma już siły się ruszać, do toalety idzie trzymając mnie za rękę. Chodzi w pampersach, ciągle krwawi. Musi przyjmować leki, nie może praktycznie nic jeść (przed chwilą nakarmiłam ją 10 łyżkami kleiku ryżowego i herbaty), a żołądek jest już tak zniszczony, że co chwilę wymiotuje, bo wszystko jej szkodzi i podrażnia. Tato chucha i dmucha na nią, potrafi gotować jedną zupę (która sklada się raptem z ziemniaka, marchewki i jakiejs pietruszki) kilka razy, bo dla mamy ciągle jest niedobra (mimo ze tato świetnie gotuje, więc nie daje jej byle czego). Chwilami zaczyna się denerwować, bo już nie ma siły, jest przemęczony, musi ciągle przy niej być i jednocześnie biegać za lekami, do lekarzy po kolejne recepty i robi milion innych rzeczy. O ile do jesieni było całkiem znośnie, tak teraz już przestaję dawać sobie radę. Dobija mnie to, że tato jest taki bezradny, że chce pomóc, ale ciągle coś jest nie tak. Martwi mnie co z nim będzie. Coraz bardziej dociera do mnie, że mama umiera mi przed oczami. Jestem do niej bardzo przywiązana, zawsze mówiłam jej kilka razy dziennie, że ją kocham, uwielbiałam się do niej przytulać i opowiadać jej o wszystkim co się u mnie działo. Mam wrażenie, że coraz bardziej trudno jest mi opanować emocje, co chwilę chce mi się płakać, odpuściłam sobie tydzień zajęć, bo byłam tak zdenerwowana, że trochę się rozchorowałam, poza tym co chwilę trzęsę się z nerwów. Zastanawiałam się nad wizytą u psychologa/psychiatry, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jeszcze daję sobie radę. (Wszyscy dookoła mówią mi, że podziwiają mnie za opanowanie, za to, że tak sobie ze wszystkim radzę. Między ludźmi zupełnie nie widać po mnie przez co przechodzę. Mam jakoś tak, że nawet jakbym miała pęknięte serce, to i tak umiem się uśmiechać, myśleć pozytywnie i ogólnie mam jakieś dobre nastawienie do życia). Poza tym głupio jest mi prosić tatę o pieniądze na ten cel. Muszę go wspierać, a nie jeszcze pokazywać, że też to bardzo przeżywam. Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie... 2 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 20:09:57 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... koniczynko123, mądrą osobą, wspierasz swą mamą, wspierasz tatę. Świetnie, robisz to niezwykle umiejętnie, delikatnie, bez narzucanie siebie i swego przeżywania. Osoba odchodząca potrzebuje spokoju i towarzyszenia jej, potrzebuje też (często) rozmowy o swoim odchodzeniu, nie zaczyna rozmowy, gdy widzi, że osoby ją otaczające nie są do tej rozmowy gotowe. Ale... wspieranie w tak trudnej sytuacji jest bardzo obciążające emocjonalnie. Wspierający potrzebuje (a najczęściej o tym zapomina, uważa za nieistotne) wsparcia, potrzebuje osoby, wobec której nie musi trzymać swych emocji na smyczy, i która pozwoli na ich uzewnętrznienie. Taką osobą może (może?) być dla Ciebie tata. Może pora na Twe ujawnienie? Może nie musisz przed nim być non stop opanowaną? Może Twe emocje przyjmie z ulgą? Może dzięki nim znajdziecie się jeszcze bliżej siebie?A przecież Ty, oprócz tego, także żegnasz się z bardzo bliską osobą. Tobie i z tego powodu potrzebne jest wsparcie. Możesz je dostać od ojca, od innej osoby z rodziny, od przyjaciół, znajomych? Twierdzisz, że dajesz jeszcze sobie radę. Tylko jakim kosztem to robisz? Dawanie sobie rady polega też na... proszeniu o pomoc. Masz prawo prosić o pomoc TERAZ. Nie musisz doprowadzić siebie do całkowitego wyczerpania. Taką pomocą jest wsparcie profesjonalisty. Masz prawo do niego. W związku z tym masz prawo do proszenia taty o pieniądze na spotkanie z psychologiem czy Kübler-Ross, lekarz psychiatra, napisała bardzo mądrą książkę "Rozmowy o śmierci i umieraniu", zajrzyj do niej, myślę, że będzie Ci pomocna w tych trudnych chwilach. Napisałaś, że:(...) Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie...Wybacz szczerość. Kiedy mamy już zabraknie, czeka Cię żałoba (w zacytowanej książce sporo mądrych rzeczy na jej temat przeczytasz). Żałoba to, wg E. Kübler-Ross, pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Nie warto żadnego z nich pomijać, przyspieszać, żałoba musi potrwać i każdy przeżywa ją na swój sposób. Jak się nastawić na najgorsze? Rób tak, jak dotąd. Wspieraj mamę, ale też pozwól sobie znaleźć osobę, która dla Ciebie będzie wsparciem. Spędzaj z mamą tyle czasu, ile chcesz i ile ona chce. Róbcie razem rzeczy, które was cieszą, na które obie macie ochotę. Unikaj jednego (myślę, że tak robisz dotąd): obciążanie mamy swą rozpaczą (co nie znaczy, ze razem nie możecie się powzruszać).Przytulam Cię wirtualnie. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 3 Odpowiedź przez takiwiatr 2016-12-20 20:24:53 takiwiatr Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-11 Posty: 1,190 Odp: Moja mama umiera...Koniczynko, jesteś wrażliwą osobą, masz dobre serce, robisz co możesz. Jeśli to są rzeczywiście ostatnie dni Twojej mamy to przynajmniej nie jest sama w tych trudnych chwilach, otoczona miłością najbliższych, w tym również Ciebie. Na pewno jest dumna ze swojej córki. Pisz o tym co się dzieje, co przeżywasz, jeśli to przynosi Ci ulgę. Przytulam Cię serdecznie!!! 4 Odpowiedź przez Lajla888 2016-12-20 20:26:00 Lajla888 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-23 Posty: 61 Wiek: 28 Odp: Moja mama umiera... Jestem jedną z tych, która mamę już straciła i to w dość młodym wieku. U mnie stało się to nagle, więc zazdroszczę Ci tych wspólnych dni jakie Wam zostały. Czarować Cię nie będę, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego na pewno. Sama wiesz najlepiej jak jest więc wykorzystaj ten czas jaki Wam został i zadbaj o siebie. Zamykanie się w czterech ścianach nic nie da, musisz mieć kontakt z innymi ludźmi i musisz przede wszystkim rozmawiać. Jeśli nie chcesz iść do psychologa to może z kimś bliskim rozmawiaj. Wiem, że tłumienie w sobie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Wierzę, że się nie poddasz bo widzę, że jesteś silną osobą. Uściski śle. Są takie oczy, nie pozna Pan po nich, że płakały. Wystarczy je otrzeć. A są takie, że płacz długo w nich stoi, nawet gdy dawno płakały. 5 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:29:11 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... Wielokropek napisał/a:koniczynko123, mądrą osobą, wspierasz swą mamą, wspierasz tatę. Świetnie, robisz to niezwykle umiejętnie, delikatnie, bez narzucanie siebie i swego przeżywania. Osoba odchodząca potrzebuje spokoju i towarzyszenia jej, potrzebuje też (często) rozmowy o swoim odchodzeniu, nie zaczyna rozmowy, gdy widzi, że osoby ją otaczające nie są do tej rozmowy gotowe. Ale... wspieranie w tak trudnej sytuacji jest bardzo obciążające emocjonalnie. Wspierający potrzebuje (a najczęściej o tym zapomina, uważa za nieistotne) wsparcia, potrzebuje osoby, wobec której nie musi trzymać swych emocji na smyczy, i która pozwoli na ich uzewnętrznienie. Taką osobą może (może?) być dla Ciebie tata. Może pora na Twe ujawnienie? Może nie musisz przed nim być non stop opanowaną? Może Twe emocje przyjmie z ulgą? Może dzięki nim znajdziecie się jeszcze bliżej siebie?A przecież Ty, oprócz tego, także żegnasz się z bardzo bliską osobą. Tobie i z tego powodu potrzebne jest wsparcie. Możesz je dostać od ojca, od innej osoby z rodziny, od przyjaciół, znajomych? Twierdzisz, że dajesz jeszcze sobie radę. Tylko jakim kosztem to robisz? Dawanie sobie rady polega też na... proszeniu o pomoc. Masz prawo prosić o pomoc TERAZ. Nie musisz doprowadzić siebie do całkowitego wyczerpania. Taką pomocą jest wsparcie profesjonalisty. Masz prawo do niego. W związku z tym masz prawo do proszenia taty o pieniądze na spotkanie z psychologiem czy Kübler-Ross, lekarz psychiatra, napisała bardzo mądrą książkę "Rozmowy o śmierci i umieraniu", zajrzyj do niej, myślę, że będzie Ci pomocna w tych trudnych chwilach. Napisałaś, że:(...) Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie...Wybacz szczerość. Kiedy mamy już zabraknie, czeka Cię żałoba (w zacytowanej książce sporo mądrych rzeczy na jej temat przeczytasz). Żałoba to, wg E. Kübler-Ross, pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Nie warto żadnego z nich pomijać, przyspieszać, żałoba musi potrwać i każdy przeżywa ją na swój sposób. Jak się nastawić na najgorsze? Rób tak, jak dotąd. Wspieraj mamę, ale też pozwól sobie znaleźć osobę, która dla Ciebie będzie wsparciem. Spędzaj z mamą tyle czasu, ile chcesz i ile ona chce. Róbcie razem rzeczy, które was cieszą, na które obie macie ochotę. Unikaj jednego (myślę, że tak robisz dotąd): obciążanie mamy swą rozpaczą (co nie znaczy, ze razem nie możecie się powzruszać).Przytulam Cię ślicznie za odpowiedź, jakakolwiek pomoc ze strony innych osób wiele dla mnie znaczy. Muszę koniecznie poszukać tej książki. Również ściskam i pozdrawiam cieplutko. 6 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 20:31:54 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... Poszperałam w Internecie, znalazłam ją i w księgarniach internetowych, i w sieci jako pdf. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 7 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:50:33 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... takiwiatr napisał/a:Koniczynko, jesteś wrażliwą osobą, masz dobre serce, robisz co możesz. Jeśli to są rzeczywiście ostatnie dni Twojej mamy to przynajmniej nie jest sama w tych trudnych chwilach, otoczona miłością najbliższych, w tym również Ciebie. Na pewno jest dumna ze swojej córki. Pisz o tym co się dzieje, co przeżywasz, jeśli to przynosi Ci ulgę. Przytulam Cię serdecznie!!!Ściskam również, bardzo dziękuję za dodanie otuchy:) 8 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:56:26 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... Lajla888 napisał/a:Jestem jedną z tych, która mamę już straciła i to w dość młodym wieku. U mnie stało się to nagle, więc zazdroszczę Ci tych wspólnych dni jakie Wam zostały. Czarować Cię nie będę, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego na pewno. Sama wiesz najlepiej jak jest więc wykorzystaj ten czas jaki Wam został i zadbaj o siebie. Zamykanie się w czterech ścianach nic nie da, musisz mieć kontakt z innymi ludźmi i musisz przede wszystkim rozmawiać. Jeśli nie chcesz iść do psychologa to może z kimś bliskim rozmawiaj. Wiem, że tłumienie w sobie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Wierzę, że się nie poddasz bo widzę, że jesteś silną osobą. Uściski się z innymi, studia i ogólnie wychodzenie z domu dużo mi daje. Zapominam o tym co się dzieje. Co prawda nie mam ochoty na imprezowanie, nawet nie jestem z tego grona osób, ale coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. No ale co robić... chyba lepiej w tę stronę... ściskam również i pozdrawiam:) 9 Odpowiedź przez karmelowa_truskawka 2016-12-20 21:16:16 karmelowa_truskawka Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-10 Posty: 299 Odp: Moja mama umiera... Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam! 'You can be anything you want to beJust turn yourself into anything you think that you could ever beBe free with your tempo be free be freeSurrender your ego be free be free to yourself' 10 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 21:34:02 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... karmelowa_truskawka napisał/a:Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam!Ponoć u mamy jest to taki przypadek, że nowotwór nie pojawił się z racji, że ktoś w rodzinie mógł mieć i odziedziczyła to w genach (nie wiem czy dobrze to określiłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi), ale w wyniku jakiegoś czynnika zewnętrznego, czy coś takiego... Niestety nie pamiętam jak to było w przypadku cioci. Badania miałam robione, w marcu powinnam mieć jakieś wyniki. Szczerze mówiąc nie wiem do końca jak teraz do tego podejść, bo jedyne co wiem o tych badaniach, to właśnie termin, kiedy powinnam pojechać po ich odbiór. Przez cały okres trwania choroby mamy, mało co ktokolwiek mi mówił. Praktycznie zawsze babcia jeździ z mamą na badania, więc może popytam babcię czy wie, co z tym robić, bo inaczej jestem zielona. Myślałam, żeby może jeszcze mamę o to spytać, ale nie wiem czy powinnam poruszać ten temat, bo Ona już ledwo co myśli 11 Odpowiedź przez Kaja74 2016-12-20 21:55:20 Kaja74 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-15 Posty: 1,054 Wiek: 36 Odp: Moja mama umiera...Moja Mama umarła gdy miałam 18 lat i czytając Twoją historię widzę siebie. Mama chorowała kilka mcy, walczyliśmy o Nią do samego końca..Można by wiele mówić, ale myślę sobie, że ważne jest teraz i dla Ciebie i dla Mamy, abyś po prostu była z Nią. Spędzała z Nią każdą wolną chwilę, rozmawiała, albo nie, jeśli brakuje Jej sił, przytulała się do Niej i chłonęła każdą tą chwilę, która Wam została. Po latach zobaczysz jakie to też przeczytałam książkę o tym jaki wpływ na życie córki ma śmierć jej Mamy. Przepiękna książka, szczerze polecam- "Córki, które zostały bez matki", znajdziesz w mocno przytulam Cię... 12 Odpowiedź przez bbasia 2016-12-20 22:10:19 bbasia Redaktor Działu Psychologia Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-12 Posty: 3,001 Odp: Moja mama umiera... koniczynko... tak sobie pomyślałam, jeżeli masz możliwość spróbuj odwiedzić hospicjum. Gdzie, jeśli nie tam są ludzie, którzy o umieraniu wiedzą prawie wszystko. Poproś tam o pomoc psychologiczną dla siebie i swojej rodziny. Tobie i Twojej rodzinie potrzebna jest mądra pomoc w tym tak trudnym dla Was okresie. I nie obawiajcie się o nią prosić. Tak samo nie miej wyrzutów sumienia, że chcesz wyjść do tego kina, na ciastko, chcesz się śmiać i cieszyć życiem. Moim zdaniem sprawiasz tym przyjemność swojej mamie. Której na pewno nie jest łatwo ze świadomością, że jej choroba jest dla Ciebie obciążeniem. Więc baw się ile tylko możesz a potem opowiadaj o tym mamie. "W związku z tym, że wraca moda na rzeczy retro mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i inteligencja znowu wrócą do łask." 13 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 22:17:18 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-12-20 22:18:10) Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:(...) coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. (...)Gdzieś musisz rozładować napięcie, gdzieś musisz wyrazić swe uczucia, gdzieś musisz wyrzucić emocje. Taniec świetnie się do tego nadaje. Wypada? Nie wypada? To odwieczny problem ludzi, którzy nad siebie i swoje potrzeby przedkładają stereotypy. Kto jest mądry, kto jest Tobie życzliwy, to Twemu sposobowi życia i radzenia sobie, przyklaśnie. Kto posługuje się w swym życiu stereotypami, kto jest na skutek zdarzeń go dotykających zgryźliwy i zrzędliwy, ten będzie usiłował obrzydzić Ci życie. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 14 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 22:42:20 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... bbasia napisał/a:koniczynko... tak sobie pomyślałam, jeżeli masz możliwość spróbuj odwiedzić hospicjum. Gdzie, jeśli nie tam są ludzie, którzy o umieraniu wiedzą prawie wszystko. Poproś tam o pomoc psychologiczną dla siebie i swojej rodziny. Tobie i Twojej rodzinie potrzebna jest mądra pomoc w tym tak trudnym dla Was okresie. I nie obawiajcie się o nią prosić. Tak samo nie miej wyrzutów sumienia, że chcesz wyjść do tego kina, na ciastko, chcesz się śmiać i cieszyć życiem. Moim zdaniem sprawiasz tym przyjemność swojej mamie. Której na pewno nie jest łatwo ze świadomością, że jej choroba jest dla Ciebie obciążeniem. Więc baw się ile tylko możesz a potem opowiadaj o tym za pomysł, pomyślę o tym:) staram się robić wszystko żeby mama mogła chociaż trochę się cieszyć. Zawsze mi mówiła, że niezależnie od tego co by się działo, to muszę się wyuczyć i skończyć jakiekolwiek studia, byleby nie przerywać nauki. Na razie mam same 4 i 5, wiem, że mama baaardzo się z tego cieszy, chociaż nie ma siły tego okazać. Mówi, że gdyby mogła, to by skakała ze szczęścia (zawsze tak robiła zanim zachorowała:)) 15 Odpowiedź przez karmelowa_truskawka 2016-12-20 23:08:24 karmelowa_truskawka Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-10 Posty: 299 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:karmelowa_truskawka napisał/a:Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam!Ponoć u mamy jest to taki przypadek, że nowotwór nie pojawił się z racji, że ktoś w rodzinie mógł mieć i odziedziczyła to w genach (nie wiem czy dobrze to określiłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi), ale w wyniku jakiegoś czynnika zewnętrznego, czy coś takiego... Niestety nie pamiętam jak to było w przypadku cioci. Badania miałam robione, w marcu powinnam mieć jakieś wyniki. Szczerze mówiąc nie wiem do końca jak teraz do tego podejść, bo jedyne co wiem o tych badaniach, to właśnie termin, kiedy powinnam pojechać po ich odbiór. Przez cały okres trwania choroby mamy, mało co ktokolwiek mi mówił. Praktycznie zawsze babcia jeździ z mamą na badania, więc może popytam babcię czy wie, co z tym robić, bo inaczej jestem zielona. Myślałam, żeby może jeszcze mamę o to spytać, ale nie wiem czy powinnam poruszać ten temat, bo Ona już ledwo co myśliOsoby, które mają mutację BRC są w dużym stopniu predysponowane do zachorowania na nowotwory jajnika, piersi, jelita grubego i paru innych. Jednak w największym stopniu na nowotwory jajnika i piersi (mówi się, że ryzyko zachorowania na raka jajnika wynosi 40%, piersi 20% ale to też zależy która to dokładnie mutacja jest). Z tego co wiem to u wszystkich chorych na nowotwory jajnika wykonuje się to badanie na nosicielstwo. Jeżeli miałaś zrobione badania to super, czekaj spokojnie na wynik. Gdyby okazało się, że jest dodatni to masz duże pole manewru. Nie wiem czy słyszałaś, ale parę lat temu było głośno o profilaktycznej mastektomii, której poddała się Angelina Jolie. Jej mama umarła na raka piersi, była nosicielką, Angelina też jest. Ale zdecydowanie najważniejsza jest świadomość i regularne badania Może przejrzyj dokumentację mamy? Coś tam na pewno musi być zapisane. Albo może tata wie?To wszystko co tu opisałam na ten moment nie jest tak ważne jak wspieranie rodziny i przeżywanie wspólnie tego co was dotknęło. Nawet nie umiem sobie wyobrazić jakim to musi być dla Ciebie stresem. A ja tu dodatkowo rzucam jakieś hasła o badaniach. Pozdrawiam! 'You can be anything you want to beJust turn yourself into anything you think that you could ever beBe free with your tempo be free be freeSurrender your ego be free be free to yourself' 16 Odpowiedź przez Jola1 2016-12-21 23:36:38 Jola1 Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-09-16 Posty: 294 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:Spotykanie się z innymi, studia i ogólnie wychodzenie z domu dużo mi daje. Zapominam o tym co się dzieje. Co prawda nie mam ochoty na imprezowanie, nawet nie jestem z tego grona osób, ale coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. No ale co robić... chyba lepiej w tę stronę... ściskam również i pozdrawiam:)Koniczynka napiszę tak-wiem ,ze to wychodzenie z domu jest dla Ciebie odreagowaniem,pewną ucieczką od tego co się dzieje...Jest "zaklinaniem rzeczywistości",ze jak będziesz zapominać albo udawać ,ze nic sie nie dzieje to tego nie będzie...Wiem ,ze chcialabyś wyłaczyc myślenie,znaleźc sie znów w bezpiecznym świecie ,gdzie dzieją się tylko dobre rzeczy...Rozumiem straciłam 2 najbliższe mi w zyciu własnego doswiadczenia napisze Ci tak-łap jak najwiecej wspolnych chwil z Mamą, rozmawiaj,albo tylko bądź przy Niej,korzystajcie z danego Wam wspólnego czasu ile się tylko da...Bo potem, jak już przyjdzie to nieodwracalne,to będziesz sobie wyrzucać ze za mało było tych chwil...Uwierz mi ,ze potem będzie tak ,ze za jedną minutę z Nią oddałabyś swoich kilka lat...A nie będzie już nawet tej jednej minuty...Przed Tobą jeszcze wiele, wiele "ciastek",seansów w kinie czy Tobą całe życie pełne pięknych tych chwil z Mamą moze już niewiele...Wykorzystaj dany Wam czas,on jest teraz tylko dla jest wazne zarówno dla Niej ,jak i dla z własnego doswiadczenia. Pozdrawiam Kochana i życzę dużo siły. "Nasi zmarli są wśród niewidzialnych, a nie wśród nieobecnych" papież JAN XXIII Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Rak trzustki jest ważnym problemem społecznym i skupia w sobie wiele problemów współczesnej onkologii. W związku ze „starzeniem się” społeczeństwa nowotwór ten jest coraz częstszą chorobą. Nie oznacza to, że ludzie chorują częściej, ale że obecnie żyje więcej osób w typowym dla zachorowań na tego raka wieku, czyli powyżej 70. roku życia. W Polsce mamy średnio rocznie około 3500 nowych przypadków raka trzustki, co oznacza, iż dziennie około 10 pacjentów i ich rodzin dowiaduje się o tej trudnej diagnozie. W większości sytuacji rak ograniczony do trzustki nie daje objawów. Dopiero pojawienie się nacieku na struktury sąsiadujące, może prowadzić do objawów, które wskazują na konieczność zbadania ich przyczyny. Niestety, wiele czynników sprawczych samego raka trzustki prowadzi do podobnych objawów. Dobrym przykładem jest przewlekłe zapalenie trzustki spowodowane częstym spożywaniem alkoholu i paleniem papierosów. Rozpoznanie raka u chorych z przewlekłym zapaleniem trzustki, u których występują okresy zaostrzenia zapalenia trzustki, jest bardzo trudne, bo występują u nich objawy typowe dla zaawansowanego raka trzustki. Jednocześnie występowanie objawów jest zwykle powiązane z postępem choroby. Stąd, okres od pierwszych objawów do wystąpienia stanu zagrożenia życia lub stanu, w którym możliwe jest radykalne leczenie chirurgiczne jest relatywnie krótki. U pacjenta z podejrzeniem raka trzustki istotna jest więc szybka diagnostyka. Ścieżka diagnostyczna zakłada wykonanie minimum badania tomografii komputerowej, uzupełnionej często badaniem rezonansu magnetycznego oraz endoskopowej ultrasonografii (EUS). W przypadku stwierdzenia typowego obrazu guza trzustki przed leczeniem operacyjnych nie ma konieczności wykonywania biopsji. W przypadku planowanej chemioterapii czy radioterapii konieczne jest wykonanie biopsji przed leczeniem. Podstawowym leczeniem raka trzustki jest leczenie operacyjne. Sama operacja powinna być zabiegiem pilnym przeprowadzonym w ośrodku referencyjnym. Rak trzustki jest jedną z niewielu chorób nowotworowych dla których określono czas optymalny od rozpoznania do operacji. Wiemy bowiem o tym, że „czasokres ważności” badań obrazowych wynosi około trzech tygodni, po tym okresie w zasadzie trzeba odnowić diagnostykę, gdyż sama choroba może ulec progresji do takiego stanu, w którym nie jest możliwe bezpośrednie leczenie operacyjne. Doświadczenie ośrodka chirurgicznego wpływa na odsetek powikłań pooperacyjnych i możliwość uzyskania resekcji całości choroby, co sprzyja wzrostowi wyleczenia. Po operacji, aby poprawić rokowanie pacjenta stosowana jest chemioterapia pooperacyjna, która uległa także w ostatnim czasie zmianie. Obecnie mamy już cztery standardy leczenia co pozwala na dobór optymalnej terapii, odpowiedniej pod względem skuteczności działania i potencjalnych działań niepożądanych, z uwzględnieniem chorób towarzyszących. Dla chorych z zaawansowanym nowotworem trzustki mamy coraz szersze opcje leczenia. W przypadku zaawansowania miejscowego z „przerastaniem” struktur sąsiadujących stosowane są metody leczenia przedoperacyjnego (chemioterapia lub radiochemioterapia). Takie leczenie powinno także być rozpoczynane w możliwie krótkim terminie i być prowadzone w ośrodkach referencyjnych. W przypadku rozsiewu choroby stosowana jest chemioterapia. W zależności od stopnia sprawności pacjenta mamy dostępne różne schematy leczenia. Chorym w lepszym stanie proponujemy chemioterapię wielolekową typu schemat FOLFIRINOX. Chorym w średnim stanie lub z medycznymi przeciwwskazaniami do programu FOLFIRINOX, proponujemy schemat będący połączeniem gemcytabiny z nab-paklitakselem. Z kolei dla chorych z niezachowaną rezerwą narządową w średnim stanie sprawności jedyną opcją jest zastosowanie gemcytabiny w monoterapii – standardu sprzed lat. Leczenie raka trzustki to także innowacje. Coraz częściej mówimy o możliwości dodatkowego leczenia u pacjentów z mutacjami w obrębie wybranych genów, takich jak gen BRCA1 czy BRCA2. Dodatkowo dostępne stają się nowe leki stosowane w chemioterapii o założeniu paliatywnym, a w leczeniu coraz częściej proponowany jest udział w badaniach klinicznych z nowymi lekami. Pacjenci z rakiem trzustki mogą odczuwać silne dolegliwości związane z zaawansowaniem choroby. Już ponad 20 lat temu, badanie naukowe wprowadzające podstawowy schemat chemioterapii pozwoliło na pokazanie, iż skuteczniejsza chemioterapia poprawia jakość życia chorych na raka trzustki. Pomiar tej jakości życia był bardzo prosty, poprzez obliczenie ilości zużywanych przeciwbólowych środków opioidowych i stanowiło to jedno z pierwszych badań nad jakością życia pacjentów onkologicznych. Nowotwory trzustki to heterogenna grupa chorób. W obrębie trzustki rozwijają się także rzadsze nowotwory pochodzące z komórek wydzielające hormony. Takie nowotwory nazywane są nowotworami neuroendokrynnymi i są coraz częściej rozpoznawane. Nowoczesne leczenie onkologiczne w tej grupie pacjentów jest szeroko dostępne, ale z racji rzadszego ich występowania i szerokiego spektrum terapii uzasadnione jest prowadzenie ich leczenia w dedykowanych ku temu zespołach interdyscyplinarnych. W Polsce mamy już dostępne ośrodki posiadające pełne spektrum terapii stosowanej w nowotworach neuroendokrynnych. Podsumowując aktualną ścieżkę leczenia pacjentów z rakiem trzustki w Polsce prof. Lucjan Wyrwicz kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Centrum Onkologii w Warszawie podkreślił, że: „Po latach nihilizmu terapeutycznego mamy dostępny coraz szerszy zakres terapii, który pozwala na dobór najskuteczniejszego leczenia u pacjentów z rakiem trzustki. Konieczne jest współdziałanie ośrodków diagnozujących pacjentów z nowotworami trzustki z ośrodkami prowadzącymi leczenie chirurgiczne oraz inne leczenie onkologiczne, takie jak chemioterapia czy radioterapia, aby terminowo przeprowadzić pacjenta od podejrzenia raka trzustki, przez diagnozę, możliwe leczenie przyczynowe, leczenie paliatywne czy obserwację po leczeniu radykalnym”. Profesor Wyrwicz zaznaczył również, że: „Zachowanie lepszej jakości życia pacjenta z zaawansowanym rakiem trzustki jest możliwe przez personalizację postępowania, stosowanie leczenia wspomagającego i techniki medycyny paliatywnej takie jak współczesne leczenie przeciwbólowe czy radioterapię paliatywną”. „Największym wyzwaniem dla pacjenta, ale i dla lekarza w momencie diagnozy jest zmierzenie się z negatywnym wizerunkiem raka trzustki. Złe prognozy odbierają nadzieję i powodują, że pacjenci często nie podejmują tak zdeterminowanej walki jak w przypadku innych nowotworów. A mamy coraz więcej możliwości leczenia raka trzustki, dlatego zamiast mówić o złych prognozach pacjenci powinni więcej żądać od lekarzy, od siebie, od bliskich i od systemu” – ocenia Błażej Rawicki, Prezes fundacji EuropaColon Polska. W Australii w latach 2010 – 2014 wskaźnik 5-letnich przeżyć wyniósł w Wielkiej Brytanii zaś W Polsce mamy jeden z niższych wskaźników. Patrząc jednak na australijskie dane, widzimy, że może być znacznie lepiej. Ważne jest, aby każdy odczuwając pewne objawy zwrócił uwagę, czy nie sugerują one raka trzustki. Wcześniejsza diagnoza z pewnością daje większe szanse na dłuższe przeżycie a nawet na wyleczenie. Niestety wciąż brak skutecznego badania przesiewowego w kierunku wykrycia raka trzustki. Dlatego tak ważna jest świadomość sygnałów ostrzegawczych i szybka reakcja. Szacuje się, że już niedługo rak trzustki będzie drugą przyczyną zgonów wśród nowotworów. Ból w obrębie jamy brzusznej lub pleców – ból w górnej części brzucha lub w połowie pleców może być spowodowany przez guz, który naciska lub atakuje nerwy lub narządy w pobliżu trzus,tki. Ból może również powstać, jeśli nowotwór blokuje przewód pokarmowy. Problemy trawienne – utrata apetytu lub zmiana nawyków żywieniowych, ochota na inne niż zwykle potrawy, niestrawność i nudności, zmiany w wyglądzie stolca, utrata masy ciała. Niektóre lub wszystkie te objawy mogą wystąpić, gdy guz w trzustce naciska na żołądek lub początek jelita cienkiego. Żółtaczka (zażółcenie skóry i (lub) oczu) ze świądem lub bez spowodowane nadmiarem bilirubiny (składnika żółci) we krwi. Guz w głowie trzustki może powodować zwężenie przewodu żółciowego i blokować przepływ żółci z pęcherzyka żółciowego do jelita cienkiego. Zaobserwować można również nieprawidłowo ciemny mocz i lekkie lub tłuszczowe stolce. Zapalenie trzustki i niedawno rozpozna cukrzyca – badania sugerują, że nagły początek cukrzycy typu 2 u osób w wieku 50 lat lub starszych może być wczesnym objawem raka trzustki, szczególnie u tych, które mają niski wskaźnik masy ciała (BMI), doświadczają ciągłej utraty masy ciała lub nie mają historii rodzinnej cukrzycy. Nagła zmiana poziomu cukru we krwi u chorych na cukrzycę, u których wcześniej występowała dobrze kontrolowana cukrzyca, może być również objawem raka trzustki. Powyższe objawy powinny zaniepokoić i skłonić do skontaktowania się z lekarzem w celu wykluczenia raka trzustki lub jak najwcześniejszej diagnozy. W tym roku Światowy Dzień Raka Trzustki przypada na 21 listopada.
umieranie na raka forum